Lu Shan Yun Wu

Herbata uprawiana tylko i wyłącznie w prowincji Jiangxi w Chinach. Jest to najprawdopodobniej jedna z najbardziej znanych chińskich herbat zielonych. Pojawiający się w jej nazwie człon "Yun Wu" oznacza "pośród chmur i mgieł", co nawiązuje do terenów, w których jest uprawiana.

Z tego, co udało mi się dowiedzieć z różnych artykułów, w dawnych Chinach krajobrazy Lu Shan były tematem licznych wierszy i obrazów. Najprawdopodobniej to naturalne piękno Lu Shan sprawiło, że region ten był również przez wieki duchowym centrum chińskiej cywilizacji. Pośród tych mistycznych wzniesień od wieków jest także uprawiana herbata. Pojawiające się porankami i wieczorami mgły i chmury tworzą szczelne okrycie dla herbacianych krzewów, co pozwala jej rosnąć w bardzo wyjątkowych warunkach. Idealne warunki do uprawy herbacianych krzewów wspomaga także odpowiednia ekspozycja na promienie słońca, które przebijają się przez mgliste okrycie i rozproszone padają na liście herbaty. 

Jedno z starych chińskich przysłów mówi "Yun Wu Chu Hao Cha", co w tłumaczeniu na język polski oznacza "tam gdzie są chmury i mgły, znajdziemy dobrą herbatę". Nie ukrywam, że ta herbata i to przysłowie właśnie zainspirowały mnie, żeby zacząć pisać jakieś teksty o herbatach, co z resztą w przeciągu ostatnich dwóch tygodni zasugerowało mi niezależnie troje moich przyjaciół.

Lu Shan Yun Wu, którą aktualnie udało mi się zdobyć było zbierane w marcu 2018 roku, a więc pochodzi ze zbiorów wiosennych, tzw. first flush. 

Od razu po otwarciu opakowania zauważamy, że herbata ta ma bardzo charakterystyczne liście - lekko powykręcane o ciemnozielonej barwie. Susz charakteryzuje się bardzo mocnym zapachem, który mi osobiście przynosi na myśl skoszoną i lekko przesuszoną trawę. 

Parzyłem ją w ilości 5g na 300ml wody, w temperaturze około 90 stopni, czyli w nieco wyższej niż standardowa temperatura parzenia zielonej herbaty. Pierwsze parzenie bardzo ciekawe - smak był bardzo delikatny i prawie niewyczuwalny, taki wiosenny i lekki. Uważam, że pod wieloma względami bardzo przypomina inną herbatę - tajwańskiego Bai Lu Greena. Jest tak najprawdopodobniej dlatego, że obydwie te herbaty są typowo wiosennymi herbatami zielonymi. Pijąc napar z jej liści wydawało mi się, że czułem maślany posmak, który w trzecim parzeniu był chyba najbardziej intensywny. Podobnie od trzeciego parzenia napar stał się też lekko cierpki. Być może te odczucia wynikają z tego, że smak znacznie się osłabił, więc herbata straciła trochę na świeżości, co spowodowało, że pojawiła się nuta goryczy. 

Jedna porcja suchych liści wystarczyła na zalanie czterech czajniczków, a więc można tę herbatę uważać za dość efektywną. Jeżeli chodzi o ogólną ocenę, to w moim prywatnym notatniku dostała 4 na 5 gwiazdek, czyli uważam, że jest bardzo oryginalna i na pewno warto jej spróbować, w szczególności jeżeli ktoś lubi herbaty pochodzące z Tajwanu, a ja na przykład za taką osobę siebie uważam.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Taiping Hou Kui

Tie Guan Yin Oolong

Si Ji Chun Oolong